RSS

NOWA RP - CZĘŚĆ V: „PIRACI” - by Cesc22

 - Koniu Andrzeju! Już niedaleko – krzyczał Marcin Hulajnoga na swojego pomagiera. – No szybciej machaj tymi rękami, samo się wiosłować nie będzie.

Komendant stał nad swoim towarzyszem i poklepywał go co chwilę po ramieniu. Chciał mu dodać sił i otuchy. Niestety skromne fundusze służb nie pozwoliły na dodatkową parę wioseł do tratwy, którą kupili w porcie. 
- No prawa, lewa. Mięśnie powinieneś mieć ze stali. W końcu przeszedłeś elitarnie szybkie szkolenie w elitarne akademii policyjnej IX RP – mówił donośnie komendant.

 Powoli zbliżali się do statku piratów, który lśnił w oddali. Śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Reppela naprowadziło ich na trop kapitana Jacka Danielsa. 

 Nagle koń Andrzej dostrzegł nadpływającą łódź z flagą turecką.
- Panie komendancie proszę spojrzeć! – krzyknął.
- Co do dia..
- Chcieć kupić dywan? – zapytał właściciel łodzi, który wyglądał na zwykłego i typowego turka.
- Nie! – rzekł stanowczo komendant, chociaż bardzo chciał mieć takie cudo.
- Hmm… To może chcieć kupić kura?
- Niee! – wrzasnął panicznie koń Andrzej, który cierpiał na kurofobię i kopnął z całej siły w kurę.

 Zwierzę odleciało kwokając donośnie.
- Albo to nie być kura, tylko kaczka? – zamyślił się Turek i dodał po chwili. – Wy musieć zapłacić za to kura albo kupić kebab.
- Panie komendancie to dobry pomysł – zrobił maślane oczy pomagier. – Nie jedliśmy nic od dawna.
- Masz racje – odrzekł po chwili zamysłu komendant Marcin. – Dwa kebaby poprosimy.
- Dwa kebaby, już się robią raz dwa – po tych słowach sprzedawca zakrzątał się na swojej łodzi.
- Jakiego mięsa pan używa? – zaciekawił się Hulajnoga.
- Ja sam nie wiedzieć, bo to leżało na asfalcie, jak ja jechał do Polska – powiedział i zaraz podszedł do nich z dwoma kanapkami. – Dwa razy kebab proszę płacić 40 ojro.
- Jakie ojro i jakie 40!? – oburzył się komendant. – I co to za kanapki mają być, kebaby są w BUŁCE!
- No 40 E-U-R-O, jesteśmy na otwartym morzu, ceny i waluta europejska.
- Och..  ty zdzierco ja ci pokaże – Marcin Hulajnoga już przygotowywał się to zabójczego ataku na oszusta. Przeszkodził mu w tym hałas, który zaczął dochodzić od strony statku piratów.

 Jakiś ksiądz pędził łodzią w ich kierunku. Machał wiosłami z taką siła, że płynął z prędkością bliską szybkości światła w próżni. Na szczęście zdążył się zatrzymać w łódź zaraz przed dzielnymi funkcjonariuszami IX RP.  Ksiądz miał poszarpaną sutannę, wyraz twarzy wskazywał na to, że zobaczył samego diabła.
- Demony siarczyste!! Demony siarczyste na łodzi, opętały Kevina Jonsona, który ostał na chwile sam na statku. Demony i diabły przeklęte smalone w kotle wiecznego potępienia! Nie da się nic zrobić trzeba uciekać! Tak wiać! WIAĆ!

Po tej jakże pięknej przemowie narzucił swoje tępo i popędził w kierunku portu.
- Koniu Andrzeju mamy pracę – powiedział z zawziętą miną komendant.
- To ja już sobie pójść – szybko zmył się Turek z pokładu swej łodzi i zanurkował.

Dopiero później Andrzej i Marcin zauważyli że nie mają ostatnich pieniędzy.

***

Komendant i jego dzielny koń dotarli w niedługim czasie do statku kapitana Danielsa. Część załogi wyskakiwała panicznie do wody.
- Aaaa! Ratunku! Sam diabeł przybywa!
- Demony!
- Skurwysyny ogniste!

 Wśród tych pięknych słów policjanci IX RP wgramolili się na pokład statku. Marcin wystrzelił ze swojego pistoletu na czarny proch z 1900 roku. Policji nie było stać na zmianę sprzętu od tego czasu, gdyż cały czas następowały cięcia w budżecie. Funkcjonariusze IX RP nie potrzebowali specjalnych urządzeń, u nich liczyły się umiejętności.
- Proszę o spokój! – krzyknął po oddanym strzale komendant. 

 Na chwile wszyscy znieruchomieli, wszyscy wpatrywali się w Marcina, który powiedział po chwili:
- Proszę się nie bać, jesteście pod opieka policji dziewiątej rzeczpospolitej.

 Po tych słowach nastał większy chaos i większa część załogi postanowiła opuścić pokład po tych słowach. "Powinni się cieszyć” – pomyślał Hulajnoga.

  Tymczasem z kajuty kapitana wyleciał biskup trzymając się za krwawiące ucho, a raczej to co z niego zostało.
- Diabelskie nasienie! Zjadło moje ucho i przepiło wodą święconą. Potem połknął krzyż i w minutę przeczytał całą biblię. Szatan na statku! Szatan na statku!

Po tych słowach biskup wyskoczył ze statku wprost na swoją motorówkę i odpłynął z piskiem opon.
- Nie ma ratunku! Już po nas – rozpaczał kapitan Jack Daniels, wyglądał na niezbyt trzeźwego. – Dlaczego mój syn? Dlaczego!?

 Nagle na statek wylądował człowiek w czarnym obcisłym stroju i płaszczu na którym znajdował się biały krzyż.
- Jestem słynny pogromca wszelkich demonów. Jestem wiedźmino-inkwizyto-księdzo-zabijaczo-sprzątacz, jak ktoś nie wierzy mam wszystkie papiery. 

Po tych słowach przybysz wyrzucił plik dokumentów na łódź.
- Rozsunąć się – powiedział donośnym chrapliwym głosem.
- Ave –krzyknęła pozostała załoga poznając wybawiciela.
- Tak jestem wielki Ave, W-I-K-Z-S – powiedział z dumą Ave i po chwili dodał.  – Mam wszystkie papiery jeśli ktoś nie wierzy.

 Superbohater zrobił krótka rozgrzewkę po czym z dumą wszedł do kajuty syna kapitana Kevina Jonsona, który był opętany przez prawdziwe demony siarczyste. Zapanowała przerażająca cicha, nikt nie śmiał się odezwać, z pomieszczenia nie do chodził żadne odgłosy. Nagle słychać było dziecinny szloch.
- Hura! Udało mu się – krzyczeli ludzie.
- Prawdziwy bohater wywabił nas, a teraz dziecko płacze za swoje grzechy.
- Cud!
- Ave Ave!
 
Po chwil drzwi do kajuty otworzyły się i wyczołgał się z nich superbohater. Płacząc przy tym jak małe dziecko.
- Potwór! Deomon – zanosił się płaczem – Co on mi zrobił!?
 
Ludzie pozostali na okręcie w tym kapitan, komendant i jego pomagier dostrzegli źródło bólu Ave. Miał w tyłek wbity diamentowy pastorał biskupa. Superbohater popłakał jeszcze chwilę po czym zemdlał z bólu.
- O niee! – krzyknął Jack Daniels. – To już po moim synu, co my zrobimy!?
- Spokojnie jeszcze my tu jesteśmy – powiedział z zawziętą miną komendant Marcin – Andrzeju, mamy robotę.
- O tak – odpowiedział koń.

***

 Komendant elitarnej policji IX RP razem ze swym towarzyszem Andrzejem przygotowywali się do misji. Musieli odsunąć na bok swoje prawdziwe zadanie, czyli odnalezienia zabójcy Reppela. Kapitan Jack Daniels był w całkowitej rozsypce, więc nie było szans na przesłuchanie.
 
Para funkcjonariuszy RP odeszła na bok. Marcin poprawił swoją odznakę, zawiązał buta i zapiął rozporek. Był gotowy do zadania, miał już wołać swojego pomocnika, lecz przeszkodził mu pewien staruszek, który wyglądał na doświadczonego marynarza. Marcin Hulajnoga poznał po tatuaży kotwicy na ramieniu. „Dedukcja drogą do sukcesu” – komendant wspomniał słowa swojego nauczyciela Profesora Rehabilitowanego Holemsa.
- Panie, weźcie to – powiedział staruszek podając puszkę z zielonym znaczkiem. – Wzmacnia ciało i krew.
 
Po tych słowach marynarz wyciągnął zielone zioła ze swojej puszki i zjadł. Nagle jego mięśnie wzrosły czterokrotnie. Chwilę się powypinał, lecz zaraz cały sczerwieniał i padł na ziemię trupem.
- Wiedziałem, że się tak skończy – znowu rozpaczał kapitan Jack Daniels. – Brał to zielsko i w końcu musiało się tak stać. Kolejny trup. Jaki ten świat okrutny.
- Co to w ogóle jest? – zapytał Marcin, który był zawsze głodny wiedzy.
- A jakieś zioła, myślał, ze to szpinak, bo mama mu wmawiała , że dodaje siły. Przez to całe życie miał skrzywioną psychikę. A tak naprawdę te puszki zawierają roślinę, która jest składnikiem viagry.
 
Marcin Hulajnoga wzruszył ramionami i powiedział:
- Koniu mój, ruszamy.
- Tak jest komendancie.
- Idźcie ratować mego syna – powiedział Jack Daniels.
 
Gdy szli w stronę drzwi, Andrzej po kryjomu schwał do spodni puszkę z zielonym znaczkiem i pobiegł za Marcinem śmiejąc się pod nosem.

***

 Po chwili wahania komendant Marcin zapukał i wszedł powoli przez drzwi kajuty. Oczywiście zapytał kulturalnie:
- Przepraszam, można wejść?
- Wraa! – odpowiedział stwór na suficie, który obecnie tańczył polkę. 
 
Komendant IX RP uważnie przyjrzał się opętanemu dziecku. Chłopak wyglądał na jedenaście lat, miał całkowicie czarne oczy i zakrwawione usta. Spojrzał na nich, usiadł na suficie i przemówił:
 - Zabije was, a potem zjem. Albo nie, najpierw zjem potem zabije.
 
Po tych słowach zaśmiał się złowieszczo, tak że wszystkie włosy stanęły komendantowi. Po chwili Marcin zyskał pewność siebie i rzekł donośnie:
- Mamy immunitet! Jesteśmy na służbie IX RP, jesteśmy prawem i sprawiedliwością w tym narodzie. Jesteśmy nieustraszeni obrońcy obywateli. Jesteśmy funkcjonariusze.
 
Po tych słowach demon prychnął i zniknął, by chwilę później zmaterializować się za milczącym koniem Andrzejem. Opętany chłopiec wziął zamach i kopnął z całej siły zad pomagiera. Andrzej poczuł ogromny ból w pośladkach, siła ciosu uderzyła nim o sufit. Lądując na ziemi przebił się na niższy poziom statku, w pokoju pozostał tylko groźny demon i komendant Marcin Hulajnoga.
- Jak śmiesz atakować funkcjonariusza na służbie, załatwmy to jak mężczyźni.
- Haha – zaśmiał się chłopiec wyciągając język na pół metra.
- Potwór i ścierwo – krzyknął policjant.
- Poezja dla mych uszu – powiedział przez dziecko demon. – Zróbmy pojedynek na przezwiska, jeśli wygrasz wyjdę z chłopca i pójdę sobie stąd, ale jeśli ja wygram zostaniesz moim wierzchowcem i będziesz mnie woził, gdzie chce.
 
Komendant wziął głęboki oddech i przystał na warunki demona. Pojedynek uważano za zaczęty.

***

 Koń Andrzej ocknął się i poczuł w ustach palącą ciecz, więc połknął ją szybko. Od razu zaszumiało mu w głowie i pojawiły się kolorki. Zadowolony i dumny z siebie wylazł z beczki i zaczął się zataczać, po chwili runął na ziemię. Wtedy zobaczył napis na beczce: „Whisky Jacka Danielsa”. Niżej był jakiś napis małym druczkiem. Nie mógł go dostrzec,  więc założył swoje dwukilogramowe okulary z wbudowanym mikroskopem.

 „Własność demona Jasia”
 
Dzięki cudownemu napojowi dającego inteligencje koń Andrzej domyślił się niemożliwego:
- Jack Daniels sprzedał własne dziecko demonowi w zamian za recepturę whisky. Co za bydle!
 
Nagle usłyszał wrzaski komendanta Marcina.
- O nie, on zginął. Muszę go pomścić.
 
Rozglądnął się po stosie beczek i nagle przyszło mu coś do głowy.

***

 - Ty prosiaku zdrapany i pokuty przez rudego jeża plamistego – krzyczał komendant Marcin Hulajnoga.
 
Demon odciął mu się straszliwą wiązanką, aż marynarz który podsłuchiwał pod drzwiami zemdlał. Policjant ledwo stał na nogach, wiedział że musi postawić wszystko na jedną kartę. Odpiął i schował odznakę do kieszeni.
- Haha – demoniczny śmiech pewny wypełnił kajute. – Chyba czas na moje zwycięstwo?
 
Stało się coś nieoczekiwanego. Marcin Hulajnoga puścił taką wiązankę, że demonowi uszy zwiędły i zaczął wyć. Opuścił ciało chłopca i wyskoczył przez okno w kajucie. Jak się potem okazało komendant był synem szewca. Stąd wachlarz przekleństw miał strasznie szeroki. Te wyzwiska były tak okrutne, że usta mu popękały i w gardle go strasznie paliło.
 
Wyszedł oszołomiony z kajuty, ludzie bili mu brawo. Zaczęli nim podrzucać i nagle poczuł pod sobą siłę uderzeniową.

***

 Koń Andrzej podstawił pod beczki prochu i whisky zapalniczkę
- Giń skurwysynie! Za komendanta!

***

Wybuchł wystrzelił dzielnego stróża prawa wysoko w niebo, wpadł w dziwnie świecącą szczelinę. Nikt nie wiedział co się stało.


< poprzedni                                                                                         następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz