RSS

Zbyt dobrze bywa źle

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W oddali pojawił się punkcik, na czystym, czerwono-fioletowym niebie. Istota zbliżała się ni to szybko, ni to wolno... jakby czas jej nie dotyczył. Nabierała wolno realności, kształtów i kolorów, stając się w końcu rzeczywistym tworem. Jej skrzydła zdawały się pojawiać i znikać, jakby sam wiatr skupiał się i formował na ich kształt. Pomarańczowo-czerwone ciało przypominało materialną energię... skrystalizowaną duszę do rzeczywistej postaci. Oczy biły dziwnym blaskiem, ukazując esencje jej jestestwa, tak charakterystycznego i innego dla każdego smoka. Tak, smoka... wolnego smoka, który płynął przez niebo, unosił się w przestworzach... który latał.

Szept wiatru w moim świecie brzmi inaczej, niż znacie go wy, ludzie. Jest jakby subtelniejszy... rzeczywistszy... chyba też spokojniejszy. Jest przyjacielem, który pozwala nam pływać po swych falach, unosić się na niebie. Dzięki niemu możemy uwolnić się z klatki rzeczywistości i choć na moment sięgnąć samych gwiazd, szczytu naszych marzeń! Pokazuje nam jak wyzwolić duszę i umysł. Stajemy się... szczęśliwi...

Dla nas, smoków, lot jest czymś normalnym, jak dla człowieka na przykład chodzenie, ale pod tą warstwą codzienności zawsze odkrywamy niezwykłość... Coś co nadaje magii. Kimkolwiek byśmy nie byli, czy zadufanymi w sobie egoistami, czy znienawidzonymi, irytującymi żmijami, czy niewinnymi, naiwnymi altruistami, kiedy płyniemy na falach powietrza, a nasze uszy wypełnia cudowny szept wiatru, zapominamy o tym kim jesteśmy, o naszej przeszłości, o bólu naszej egzystencji...

Dzieje się tak, ponieważ jesteśmy bardzo emocjonalnymi istotami. Kierujemy się tylko uczuciami. Przez to nasze dusze są delikatne, podatne na niematerialne ciosy. Łatwo nam zadać ból, ale przyzwyczailiśmy się do tego. Jesteśmy smokami! Jesteśmy silni i dumni. Nie da się nas złamać!

Znam jednak smoka, który miał szczególnie ciężko. Znienawidzony przez wszystkich, pozbawiony kogokolwiek, komu mógł zaufać... Dzień w dzień otrzymywał ciosy, których jego dusza nie mogła już wytrzymać! Powoli umierała... To co zrobił żeby przetrwać, zaskoczyło wszystkich. Losy jego duszy wpłynęły na całe nasze stado, a ja postanowiłam uwiecznić je na kartach historii, żeby każdy miał dowód – przeznaczenie można zmienić!
***


 - On przyleciał, wiesz? – zauważyła Arisha.


Poderwałam nagle głowę. To nie tak, że usłyszałam jej słowa... Ja je poczułam. Poczułam intencje słów, które Arisha, smocza istota, chciała mi przekazać. Dlatego wiedziałam o kogo jej chodzi. Mój nastrój od razu się pogorszył.
 - Po co? – zapytałam gniewnie, zerkając na przyjaciółkę.
 - Nie wiem. Chciałabym, żeby do mnie...


Była rozmarzona, jej myśli krążyły gdzieś daleko. Westchnęłam. Nie było tajemnicą, że Arisha kochała się w najbardziej egoistycznej, narcystyczne, zdegenerowanej żmii. To mnie irytowało.
 - Otwórz wreszcie oczy... Czemu żyje z dala od nas? Czemu go wszyscy tak nienawidzą? To nie jest przypadek, czy kwestia trudnego charakteru. On myśli, że jest lepszy... To mnie tak złości! – naprawdę roznosiła mnie bezsilna wściekłość, na myśl o tym jego narcystycznym podejściu do życia. – Powinien zniknąć. Jego dusza powinna...
 - Przestań! Jest samotny. Jego dusza straciła nadzieję na kogoś, komu będzie na nim zależeć. Ty, Zaithis, jesteś podobna do niego i nie wiem czemu obdarowujesz go tak potężną nienawiścią! Spojrzałaś kiedyś w jego oczy? Ujrzałaś ten dziwny blask? Ja tak...


W jednej chwili znów się rozmarzyła.
 - Nie mam zamiaru patrzeć mu w oczy. Nie zasługuje na to.


Nie chciałam jej słuchać. Według mnie wciąż powinien przepaść. Takie istoty nie powinny w ogóle istnieć. Ale inna myśl zaczęła mnie dręczyć. Po głowie ciągle krążyły mi słowa smoczycy: „Jesteś podobna do niego”. Nie rozumiałam tego. Przecież byłam normalnym smokiem... On wyrzutkiem.

Nazywał się Faszwi i był chyba naszym jedynym problemem. Zawsze żył na uboczu stada, chociaż sam bezczelnie utrzymywał, że nie ma z nami nic wspólnego... hipokryta. Dobrze wiedziałam, że potrzebuje naszego towarzystwa. Ale nikt za nim za specjalnie nie przepadał, lecz jak można lubić kogoś, kto przy każdym słowie obwinia cię za tylko sobie znane rzeczy. Nie mówił tego na głos, ale to było czuć w jego intencjach. Dogadywał, obrażał. Mam wrażenie, że miał nam za złe, że go nie tolerujemy. Ale to była tylko i wyłącznie jego wina. Osobiście miałam nadzieję, że w końcu zabronimy mu wlatywać na nasz teren. Raz na zawsze mogłabym o nim zapomnieć.

Wstałam. Moja irytacja rosła.
 - Nie jestem taka sama, Arisha! – warknęłam.

Odbiłam się od skał, rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się ku niebu. Musiałam się uspokoić... Jeszcze spojrzałam za siebie. Arisha patrzyła za mną. Biła od niej niezwykła aura spokoju, która nie słabła, nawet kiedy smoczyca stała się tylko punkcikiem wśród górzystych skał. Nie podobało mi się to... Miałam wrażenie, że coś się zbliża... Jakaś zmiana.
Ale wkrótce i ja zaczęłam się uspokajać, a dziwne wrażenie powoli zanikało. Wiedziałam, że to magia lotu tak na mnie wpływała. Przymknęłam oczy. Chciałam rozkoszować się tą błogością...

Wtedy go poczułam, Faszwi. Momentalnie wypełniło mnie uczucie nienawiści, złość ogarnęła całą moją duszę. Otwarłam oczy. Wisiał w powietrzu w oddali, przyglądając mi się z pogardą, wyższością. Zabiłam mocniej skrzydłami, przyspieszyłam lotu. Nie wiem czemu, ale chciałam wyładować swoją wściekłość. Na nim. On czekał, nie spuszczał ze mnie wzroku. Leciałam coraz szybciej, każda cząstka mnie chciała się na niego rzucić, zabić tą irytującą pychę, promieniującą z samej jego egzystencji. Wywołać pokorę w tej egoistycznej, narcystycznej istocie.

Ale tylko zawisłam tuż przed Faszwi, dysząc wściekle. On jak zwykle zachowywał zimny spokój. Jak mnie to irytowało! Mierzyliśmy siebie wzrokiem, niemo okazywaliśmy pogardę, pochodzącą z samego serca.
 - Czemu tu jesteś? – syknęłam.
 - Nic nie muszę ci mówić – powiedział spokojnie... ale z tą jego wyższością.

Czułam jak czeka na moją odpowiedź, jak bawi go ta sytuacja. Napawał się moją wściekłością! Chciałam odlecieć, żeby nie rozbić z siebie zabawki, ale to by oznaczało jego rację. Nie mogłam też powiedzieć co o nim myślę, gdyż tylko na to czekał. Wczułam się w tą pokrakę. Czego nie chciał usłyszeć?
 - Jesteś taki podły. Nawet Arisha ma cię dosyć!


Mruknęłam zadowolona. To wyraźnie zabolało Faszwi.
 - Toleruje mnie bardziej niż ciebie... – stwierdził ponuro i poleciał dalej.

Prychnęłam tryumfalnie i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Lecz nagle usłyszałam ciche:
 - Już niedługo...

Spojrzałam za Faszwi. Leciał, oddalając się coraz bardziej. Zastanawiałam się co on miał na myśli. Ale tylko przez chwilę. Znów zamknęłam oczy, odcinając się od całego świata. Byłam tylko ja i wiatr...

Wróciłam do Arishi. Nie odezwała się słowem, ale jej uczucie momentalnie mi się udzieliły. Była niepewna, czegoś nie rozumiała. Wyglądała na bardzo zakłopotaną. Od razu wiedziałam czyja to wina, ale w sumie nie wiedziałem czemu,
 - Mówiłam ci, że to szuja... – stwierdziłam oczywisty fakt, lecz bez tryumfu.
 - Nie, to nie to. Tylko na siebie patrzyliśmy... – odparła zamyślona. – Ale jego uczucia... Moje uczucia... On się na mnie patrzył jakby to był ostatni raz. Nie rozumiem... To było przyjemne, oboje odczuwaliśmy radość. Ale równocześnie takie dziwne przytłoczenie z niego biło... On coś chce zrobić. Martwię się...
 - Co chce zrobić? – jak o tym pomyślałam, to faktycznie, miałam wrażenie jakby coś było nie tak.
 - Nie wiem...

Nie okazywałam tego, gdyż nie chciałam pogarszać niepewnych uczuć Arishi, ale miałam nadzieję, że ta kanalia, Faszwi, przepadnie raz na zawsze. A wszystko właśnie na to wskazywało, więc byłam pewna, że znienawidzony przeze mnie smok przestanie stanowić problem. Mój nastrój znacznie się poprawił. Arisha jednak wyraźnie nie mogła poradzić z nietypową sytuacją. Nie chciała dać tego po sobie poznać, lecz jej oczy ją zdradzały. Ciągle o nim myślała. Nie dawała rady... albo raczej nie chciała zrozumieć jego planów. Nie pojmowałam jak można przejmować się takim parszywym stworzeniem. Poleciłam przyjaciółce, żeby sobie polatała. Ale ona nie chciała pozbywać się niepewnych uczuć. Nie mogłam zrozumieć co nią kieruje.
***

Smocza egzystencja była by dla człowieka niezwykle nudna do obserwowania na co dzień. Nie robimy nic konkretnego, po za zaspokajaniem własnych zachcianek. Dosyć często widzimy się z innymi smokami i rozmawiam, latamy, bawimy się. Najlepsze są jednak intrygi i przewidywanie, co dany smok zrobi z innym w okolicznościach jakiejś sprzeczki czy romansu. Ale rzadko zdarzają się sytuacje niezwykłe, odbiegające od normy.

W tym dniu, jeżeli w ogóle można dniami nazwać pozbawiony "czasu" okres, atmosfera była niezwykle gęsta, napięta. Choć udzielała mi się ona w nieznacznym stopniu, nie specjalnie przejmowałam się niecodziennymi zawirowaniami Energii, która nas otacza. Myślałam wtedy "zdarza się". W końcu to jest Siła, której nie da się okiełznać. Ale Arisha była podenerwowana bardziej niż zwykle. Coś przeczuwała.
 - Czujesz to? – zapytała mnie, patrząc daleko w dal.
 - Tak...


Zastanawiałam się, czy mogła mieć przeświadczenie. Rzadko to się nam zdarzało, mieć silne przeczucie jakiegoś zdarzenia z przyszłości.
 - To Faszwi. Co on zrobił? Nie czuje jego duszy... Jakby nie istniał. Ale żyje. Na pewno...
 - Uciekł – rzuciłam beznamiętnie, wylegując z zamkniętymi oczami. – Opuścił nas. Wreszcie...

Poczułam ogromną ulgę, ale silne rozczarowanie Arishi zakłócało mój spokój.
 - Lubiłam go. Był inny... – szepnęła cicho.

Spojrzałam na przyjaciółkę. Wyglądała na... zdenerwowaną. Ale nie odezwałam się, mimo, że chciałam ulżyć jej duszy, jakoś pocieszyć. Zależało mi na niej... Ale nie potrafiłam stłumić mojej nienawiści do Faszwi. Jakiegokolwiek słowa otuch były by fałszywe, nieszczere...

To był dopiero początek moich zmartwień. Dziwna atmosfera stawała się coraz... cięższa. W końcu nawet ja zaczęłam odczuwać niepokój, wraz z narastającą potęgą Energii. Ale i ożywiało to mnie. Napięcie rosło z każdą sekundą, umysł kazał działać. Nie mogłam znieść tego uczucia...

Obie wzbiłyśmy się równocześnie ku niebu, czując, że tak powinnyśmy zrobić. Nie powitał nas jednak spodziewany szum powietrza w uszach, którego tak skrycie pragnęłyśmy. Nawet wiatr jakby umilkł, w obawie przed niewytłumaczalną siłą. Ale płynęłyśmy dalej, nie do końca rozumiejąc co nam każe kontynuować lot. Leciałyśmy ni to długo, ni krótko... Po prostu leciałyśmy, pogrążone we własnych myślach.

Ostre, monumentalne skały i głazy przesuwały się wolno pode mną, niewzruszone tym, co działo się wokół. Wieczne... nieskończone... piękne... Ale nagle ich bezzmienność zakłócił przemykający znienacka cień. I kolejny, i znowu. Cieni było coraz więcej. Uniosłam głowę, ale przymknęłam oczy i wyprostowałam skrzydła, zamierając w bezruchu, stając się jednością ze światem. Poczułam inne smoki i ogólne podenerwowanie. Otwarłam powieki. One również zmierzały w tym samym kierunku co my. Wyczułam nawet te, które rzadko widywałam i te, które egzystowały znacznie dłużej ode mnie. Napięcie narastało, czułam to. Walczyłam z podenerwowaniem. Niepewność ogarniała każdą duszę.

Dotarłyśmy. Ja i Arisha znalazłyśmy się na skraju skalistej polany, otoczonej wierzchołkami szarych, nagich gór. Cały teren usiany był innymi smokami, oczekującymi dalszego rozwoju sytuacji. Takiego widoku dawno nie widziałam. Tyle uczuć, tyle myśli wirujących w powietrzu,
a mimo to każda osobowość tak indywidualna i różniąca się od reszty, tak inna.

Upatrzyłam kawałek wolnej przestrzeni, w którym jakby najbardziej moja dusza chciała się znaleźć. Skierowałam się tam razem z Arishą i wylądowałyśmy na niewysokiej, płaskiej skale. Najbliższe smoki zwróciły uwagę na nasze przybycie. Na widok Arishy atmosfera wokół zrobił się nieco przyjemniejsza. Smoczyca była bardzo lubiana wśród smoków. Ale niepokój dalej krążył dookoła naszych dusz.
 - Myślisz, że to przez niego? – zapytałam zamyślona.
 - Jestem pewna... – mruknęła Arisha.


Nigdy jej takiej nie widziałam... Zamknęła oczy. Coś poczuła.
 - Chodź za mną – powiedziała Nagle i wzbiła się w powietrze.


Była jak w transie... Chwile patrzyłam za nią, zanim zrozumiałam jej słowa. Ruszyłam za przyjaciółką, nie odrywając od niej wzroku. "Chodź za mną"... Czemu to powiedziała? Smoki są niezależne, nie chcą niczyjej pomocy. Po za tym, wiedziała, że w tej sytuacji i tak bym za nią poleciała. Mimo to chciała mieć pewność, że będę jej towarzyszyć. Nie chciała być sama... Bała się. Zaczęłam się zastanawiać jakie jeszcze ukrywa emocje... I gdzie leci? Nie wyglądała na pewną drogi. Co chwile zmieniała kierunek, wahała się.

Coś się działo... Dołączały do nas inne smoki. Wszystkie czułyśmy magie wypełniającego się przeznaczenia, którą promieniowała Arisha. Ta aura stapiała się w jedno z ogólną atmosferą... nieuniknionego. Indywidualność każdego smoka mieszała się z tak powstałą Mocą, tworząc razem jeden, przepiękny koncert emocji i uczuć. Tylko jedna fałszywa nuta próbowała zniszczyć efekt, a był to strach Arishy. Pędziła coraz szybciej, już wiedziała gdzie lecieć... Czuła to...
Nagle zatrzymała się, machając skrzydłami w miejscu. Zawisłam tuż obok. Smoczyca przyglądała się czemuś w oddali... niewielkiej, czarnej kropce, szpecącą idealnie gładką, litą skałę, przypominającą wielkością i kształtem ogromną górę. To była jaskinia.
 - Znalazłam cie... – szepnęła Arisha.
 - Kogo?! – zawołam podekscytowana.


Dawno nie byłam tak niecierpliwa.
 - Nie wiem – odparła niepewnie i ruszyła
.
Zbliżaliśmy się ku pieczarze... Śpiew uczuć zmieniał się delikatnie. Był coraz bardziej nerwowy. Wiedzieliśmy, czuliśmy, że jeżeli jest cokolwiek, co może wyjaśnić tą dziwną sytuację, to właśnie jest w tej jaskini. Docieraliśmy do celu. To było nieuniknione...
Ona pierwsza do niej weszła. Pieczara wyglądała jakby jej wnętrze wytopiły potężne ognie. Ściany stanowiła esencje gładkości, ale wszędzie pojawiały się zacieki i ślady płynnego kiedyś kamienia. Miejsce to nie było duże, ledwie trzy smoki mogły iść obok siebie, lecz nie przeszkadzało to wszystkim innym w podążaniu za Arishą. Ja szłam zaraz przy jej boku. Spojrzałam na nią, trochę troskliwie. W tamtej chwili dusza przyjaciółki nie wyrażała żadnych uczuć. Przewodniczka poruszała się wolno przed siebie... ostrożnie, w pełnym skupieniu. Zupełnie jakby spodziewała się nagłego ataku jakiegoś monstra, który mógłby zamieszkiwać tą jaskinię... Choć nas nie zaatakował, znaleźliśmy potwora...

Arisha zatrzymała się nagle. Patrzyła na coś żywym wzrokiem. Na leżące na samym końcu tunelu ciało Faszwi...

Wszyscy wpatrywaliśmy się w niego jak wryci. Nie bardzo wiedziałam co myśleć. Faszwi był faktycznie przyczyną tych dziwnych zdarzeń? Zastanawiało mnie czemu go czuje... ale jakby słabo, jakby bez tej indywidualnej części duszy, która kreuje jego jestestwo, a która wywoływała u mnie taką furię. Jakby pozostała po Faszwi sama pusta skorupa, bez środka...

Arisha ruszyła w jego stronę, ja pozostałam w miejscu. Z niecierpliwością czekałam na jej słowa, wyjaśnienie. Jedynie ona mogła mieć pojęcie o stanie tego irytującego gada.

Nagle drgnęłam, ktoś przemówił! Ale rozczarowałam się. To nie smoczyca przekazywała swe... intencje.
 - Co się z nim stało? – zapytał ktoś za mną.


Nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
 - Zaithis, jesteś podobna do niego. Tobie najłatwiej się wczuć w Faszwi.


Nieprzyjemne uczucie ogarnęło mą duszę. Spojrzałam wściekłym wzrokiem na Ziddra, autora tej obelgi.
 - Nie jestem jak on, głupi!


Wyczułam kilka nieprzyjemnych odczuć na mój temat ale zignorowałam je. Co oni mogą
o mnie wiedzieć?!

 - Wszyscy jesteście głupi – stwierdził ktoś z zażenowaniem.


Smoki odwróciły głowy, ja tylko westchnęłam. Już nawet zapomniałam o istnieniu tej istoty. To był Hivasz, wędrowny smok. Podróżował on po całym świecie, szukając nowych, nieodkrytych miejsc, a co za tym idzie – nieznanych emocji i uczuć. Promieniowała z niego unikalna aura tajemniczości, może nawet mroku. Nigdy Hivasza za specjalnie nie lubiłam, ponieważ wymądrzał się jak mało kto, ale też mi bardzo nie przeszkadzał. Nie pogardzał każdym jak Faszwi. Zaczęłam się jednak zastanawiać skąd on się wziął w takim momencie...
 - To przypadek, że tu jesteś... – zmrużyłam oczy. – Nieprawdaż?


Ironia wzbogaciła atmosferę.
 - Może – stwierdził, ignorując mój sarkazm. - A może to przeznaczenie mnie tu sprowadziło? Żebym mógł podzielić się swą wiedzą.


Nikt nic nie mówił. Arisha nasłuchiwała wyczekująco. Wszyscy chcieli wiedzieć co się co się stało.


 - Faszwi powędrował do innego świata – stwierdził krótko Hivasz.
 - Ale przecież on JEST tu! – zaprotestował jakiś smok.
 - Jego dusza powędrowała... – sprostowałam.


Chyba już rozumiałam.
 -Zgadza się – potwierdził podróżnik. – Może ruszę za nim? To by była podróż...
 - Ale czemu to zrobił? – Zapytała cicho Arisha, chyba bardziej do siebie.


Smoczyca nie odrywała wzroku od ciała. Nie potrafiłam od niej wyczuć jakichkolwiek emocji. Jedynie jakby negatywny posmak gorzkiego rozczarowania. Współczułam jej, szczerze, ale Arishą planowałam zająć się później. Teraz temat stanowił Faszwi, lecz motywy tego tchórzliwego parszywca mnie kompletnie nie obchodziły... Tylko sposób...
 - Nie wiedziałem, że to możliwe – odparł Hivasz, podchodząc pod ciało Faszwi. – Ale widocznie potrafił zgrać się z otaczającą nas Energią i zmienić rzeczywistość wokół siebie.
 - Ale przecież wszyscy tak robimy! – zaprotestowałam.


Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Rzeczywistość, która nas otacza stanowi Energię... Moc, której nie da się wyjaśnić. Jest jak płyn, czy gaz, wypełniające swą istotą każdą cząstkę naszego świata. Nasze dusze, dusze smoków stanowią... jakby skrystalizowaną Energię, nadającą nam świadomość, uczucia, indywidualność... Dzięki temu możemy wpływać na Moc wokół nas, żeby "przebarwić" otaczającą rzeczywistość na inny odcień, taki, który nam odpowiada. Jednak wpływa to bardziej na nasze przeznaczenie, niż materialność. Nie da się fizycznie odczuć takiej zmiany.


A Faszwi MUSIAŁ to wyraźnie odczuć!
 - Owszem – odparł tylko podróżnik.


Zamknął oczy, chcąc lepiej poczuć atmosferę.
 - Tak się nie da! – zaprotestowałam.


Co on chciał powiedzieć?! Jest coś o czym nie wiemy?
 - Jesteście po prostu ślepi – stwierdził ze spokojem Hivasz.


Otwarł oczy i zaczął wolno kierować się ku wyjściu.
 - Faszwi wiedział jak nad tą Mocą panować. To nieograniczona potęga.
 - Skąd to wiesz? – zapytał ktoś.


Smok zatrzymał się tuż na krawędzi.
 - Ten przyrost Energii... Ta dziwna Moc, co wypełniała powietrze. Wystarczyło ją posłuchać.
 - Nie wiem po co... – rzuciła beznamiętnie Arisha.


Machnęła łagodnie skrzydłami i przeleciała nad smokami, tuż pod sklepieniem. Wyleciała z jaskini. Hivasz patrzył chwilę za nią, myśląc o rzeczach tylko jemu znanych.
 - Nie wiem czemu uciekł... – mruknął cicho podróżnik, choć jego szczere współczucie poczuliśmy wszyscy – Arisha.

Wyleciał. I skończyło się. Niezwykła atmosfera zaczęła się rozwiewać. Smoki traciły zainteresowanie sytuacją i powoli opuszczały pieczarę. Wkrótce zostałam zupełnie sama. Nastała niesamowita ciesz... nieprzenikniony spokój. Podeszłam do ciała Faszwi. Długo patrzyłam na tą marną skorupę.
 - Jak tu cicho... żadnych emocji, uczuć... – mruknęłam do niego. – Nie wiem czy mnie słyszysz... przeklęty smoku. To miejsce już zawsze takie pozostanie...

Odwróciłam się w miejscu, zamiatając ogonem po kamieniu. Ruszyłam raźno na zewnątrz. Czułam błogą ulgę. To było moje ostatnie spotkanie z nim. Z tą pozbawioną przyzwoitością, egoistyczną, narcystyczną gnidą. Dawno się tak nie cieszyłam.

Zatrzymałam się. ostatni raz na niego spojrzałam...Dlaczego więc czułam się jakby mi czegoś brakowało?

Arishe znalazłam tam, gdzie zwykle, na skraju naszego stada. Leżała na skałach z zamkniętymi oczami, rozmyślając o wszystkim co się wydarzy... a przede wszystkim o Faszwi. Wisiałam w powietrzu, przyglądając się przyjaciółce. Nie wiedziałam czy powinnam coś wspominać o tym parszywcu, czy próbować jakoś ją pocieszyć? Dusza kazała mi być sobą, ale gdybym uległa tej namowie, pewnie tylko pogorszyłabym stan smoczycy. Chociaż z drugiej strony ona wcale nie wyglądała na przygnębioną czy złą... raczej na zmęczoną.

Zebrałam się w sobie i wylądowałam obok niej. Nic nie powiedziałem. Czekałam aż ona zacznie. Ale nie zaczynała, a ja czułam coraz większą presję, żeby coś powiedzieć. Cisza, nie mogłam tego znieść! Już myślałam coś jednak powiedzieć... ale nie... jednak nie. Ale! Nie... lepiej, żeby nie... No powiedz coś!

Arisha spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem.
 - Męczysz się bardziej ode mnie, a to przecież ty powinnaś być szczęśliwa.


No i zaczęła. Było mi lepiej.
 - Czemu chowasz uczucia? – zapytałam ze szczerym zaciekawieniem.
 - Bo to moje uczucia – odparła krótko.

Prychnęłam... Dalej je ukrywała. Ale obie wiedziałyśmy o czym mowa, bez zbędnej hipokryzji.
 - Mówiłam ci, że on jest zły – powiedziałam, zerkając na towarzyszkę.


Byłam ciekawa jej reakcji.
 - Wiem... Miałaś rację. I... I ja mu chciałam jakoś pomóc. Myślałam, że...


Nagle zniknęła jej iluzja spokoju, odsłaniając przede wszystkim gniew. Nie była w stanie dłużej udawać, że wszystko jest w porządku... Sama nie chciałam w to uwierzyć, ale wtedy zrozumiałam, że Arisha czuła do Faszwi coś więcej niż współczucie. Głupia...
 - Myślałaś, że też coś czuje do ciebie... – szepnęłam. – Takie stworzenie jak on nie są zdolne do uczuć. Ale już go nie ma i nie będzie. Możesz o nim zapomnieć, Arisha.


Chwile milczała, a jej żal słabł.
 - Taki mam zamiar – odparła stanowczo.

Nagle jej skrzydła zajaśniały od krystalizującej się mocy, zapulsowały Energią. Smoczyca machnęła nimi subtelnie i wzbiła się w fioletowo czerwone niebo.

Zamknęłam oczy, ale i tak widziałam barwy otaczającego mnie świata, tańczące we wspólnej jedności...

To nasz świat. Świat smoków.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz